Tydzień temu czuję, że przeżyłam 2 przełomowe dni w dłuższej perspektywie. 13 lipca z rana podjęłam ważną decyzję dotyczącą mojego życia, a w szczególności ostatnich 9 lat, tj. czasu mej podróży. Poczułam, iż od września osiadam się, co tym samym oznacza, iż zakańczam mą podróż:). Nie czekam na wymarzony dom, ani partnera, tylko po prostu robię to. To nie jest tak, że na jedno czy drugie czekałam czy szukałam. Bardziej czekałam z decyzją, by osiąść – uzależniałam ją od znalezienia domu czy partnera. Od ponad roku mocno czułam potrzebę, by osiąść – wszędzie i wszystkim o tym opowiadałam. Na pytanie, gdzie – miałam jedną odpowiedź: gdzie zawoła mnie dusza, czy do miejsca, czy do człowieka z miejscem, aczkolwiek miał to być dom w lesie. Na tę chwilę, jak już wspomniałam, nie mam wymarzonego domku i na dziś nie wiem, gdzie osiądę, a jednak już wiem, że osiądę:) I to zmienia wiele! Czuję się, jak człowiek, który buduje swój dom, a zanim to nastąpi – wynajmuje inny, by mieć gdzie mieszkać. I podobnie jest ze mną, tyle, że nie planuję budowy, a raczej recykling starego drewnianego domu w lesie i ten ostatni czynnik jest kluczowy! Bez lasu nie ma mnie – potrzebuję drzew, wielkich połaci lasu do życia, do bycia w lesie jak tlenu.

Mam na dziś 2 pomysły, jak tego dokonać. Pierwszy pomysł to znaleźć dom do zaopiekowania się nim. Wtedy jednocześnie miałabym dom i zarobek. Drugi pomysł to zamieszkać z kumpelą, u której jestem obecnie, na Podkarpaciu. W tym pomyśle nęcące są osoby: wspaniała kumpela jak starsza siostra, cudni sąsiedzi i boscy ludzie wokół, których już zdążyłam poznać. Tu po raz pierwszy spotkałam się z tym, iż kto mnie poznawał, od razu zadawał pytanie: czy zamieszkam tu lub jak długo będę.. To mnie zaskoczyło, a jednocześnie było takim balsamem na serce.. Minusem jest brak lasu, bo, choć drzew wokół nie brakuje (i bosko, bo bez tego w ogóle nie byłabym w stanie tu funkcjonować), to jednak te mini lasy w okolicy to zbyt mało.. Potrzebuję ogromnych połaci lasu, by móc godzinami po nich chodzić, jak to było w Zbicznie koło Brodnicy (las pod nosem, a do tego jezioro – marzenie!!), a tu są namiastki, małe drzewostany, które mija się w kilka minut.. Jakkolwiek opcja, by pomieszkać przez jakiś czas w doborowym towarzystwie jest naprawdę kusząca i najprawdopodobniej na nią się na razie zdecyduję:) Wszystko się ułoży i będzie, jak ma być – decyzja już podjęta, a to najważniejsze:) Teraz wspierający mnie Wszechświat może działać:)

Następnego dnia dokonał się kolejny przełom i to naprawdę życiowy! Dostałam bardzo ważny przekaz od moich Przewodników za pomocą Kronik Akaszy. Potrzebowała rozjaśnić kilka niezrozumiałych dla mnie, a emocjonalnie bardzo trudnych sytuacji, które zadziały się podczas Panchakarmy – ajurwedyjskiego oczyszczania organizmu, które odbyłam na Podlasiu. Najpierw dostałam przekaz, który od zawsze słyszałam od wielu osób – brata, przyjaciół, napotkanych po drodze ludzi, również w Kronikach. Za każdym razem wywoływał on we mnie poczucie winy i zniechęcenie, bo ile można się starać! Chodzi o to, że mam mocną, dominującą aurę, energię, co w wielu ludziach wywołuje dyskomfort. Mnie też z nią niewygodnie, bo wcale w większości sytuacji wcale nie miałam zamiaru, intencji, by takową być.. I nawet, kiedy starałam się odpuszczać, nie dominować, to i tak słyszałam pretensje.. Bolało to bardzo, wywoływało złość i rozgoryczenie z niemocy i bezsilności.. I po raz pierwszy usłyszałam, że taka jest moja natura i czas na bycie sobą i akceptację tego, że nie mam się co starać być niedominująca, bo i tak to się nie udaje.. Jakie to było i jest uwalniające! Jeszcze dodatkowo usłyszałam, że czas, bym tworzyła jakieś miejsce po swojemu, na swoich zasadach, a nie dopasowywała się do innych, bo to nie jest moje.. Wow, wolność! Oczywiście, dla mnie nie oznacza to, by być władczą wszędzie i wobec każdego. To oznacza dla mnie, że jak ktoś mi zarzuci, że jestem dominująca, to mogę z uśmiechem na ustach i lekkością przyznać mu rację – bez obwiniania siebie i kulenia się, a przede wszystkim unikać takich sytuacji, np. warsztatów, gdzie ktoś jest liderem czy wchodzić w relację z dominującymi osobami. A na co dzień szanować czyjąś wolność, jak to robię, tyle, że z pewnością, a nie poczuciem winy:)) Dzięki m.in. wyzwaniu jestem w procesie akceptacji swojej złości, jednak dotychczas nie brałam pod uwagę, by akceptacją i miłością ogarnąć też moją władczą naturę.. To naprawdę mega uwalniające.. I też dla mnie poszerzające perspektywę patrzenia na drugiego człowieka – akceptacji jego natury, czy równie dominującej jak moja, czy zupełnie innej, tak różni w końcu jesteśmy i to jest boskie! Dla mnie też to oznacza dużą odpowiedzialność, bo po coś taką naturę mam, jest ona do czegoś potrzebna, a jednocześnie trudna w codziennych relacjach – łatwo mogę kogoś skrzywdzić. Dużo prościej (dla mnie) byłoby mieć naturę radosną czy luzaka.. Czas na akceptację siebie naprawdę w pełni i bycie sobą w pełni! Cudownie!!!

Od tamtej pory mam dużo więcej energii – chce mi się żyć:) Przestawiłam meble w pokoju, który zajmuję u kumpeli, zrobiłam kilka zaległych zadań, odpoczywam, koloruję i pojawiają mi się pomysły na przyszłość. Stworzę Centrum Relaksu – tak to nazwałam roboczo:)) Jestem uskrzydlona:) Cudowności i mnóstwa błogosławieństwa na co dzień:)